Forum Edno zżarło środu Strona Główna Edno zżarło środu
Monty Python, czyli spot the looney!
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Konkurs, kąkurs... końkórs
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Edno zżarło środu Strona Główna » Archiwum Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Konkurs, kąkurs... końkórs
Autor Wiadomość
don Carlos z Szynką
Makler Giełdowy



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kanapki
Płeć: patafian

Post
A piosenka o żelaznym chuju może być?


Post został pochwalony 0 razy
Sob 22:15, 21 Mar 2009 Zobacz profil autora
Blase
Wood in the Forest



Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 8805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 205 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Jaskini Caer'bannog

Post
MOŻE!


Post został pochwalony 0 razy
Sob 23:21, 21 Mar 2009 Zobacz profil autora
It's...
Pedał i Fleja



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Musisz być zalogowany, żeby wyświetlić tę informację.
Płeć: patafian

Post
czy twoje "MOŻE" jest tym entuzjastycznym "MOŻE!" kóre i ja mam ochotę zakrzyknąć? Wide grin

też się spodziewam wybornego tekstu, spod brudnych paluchów don carlosa. Wide grin


Post został pochwalony 0 razy
Sob 23:33, 21 Mar 2009 Zobacz profil autora
don Carlos z Szynką
Makler Giełdowy



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kanapki
Płeć: patafian

Post
A więc dżoin yt:

najpierwsz lepsze wersja... akustyczna... że też nie mam mikrofonów, to bym to jakoś ładnie nagrał...

http://www.youtube.com/watch?v=CHz_UTPxKQY

i gorsza wersja, ale lepiej zagrany, ale z bardzo bardzo złym wokalem

http://www.youtube.com/watch?v=AoThEn3UxOs

powiedzmy że natchnął mnie Monty Python, a konkretnie Cleese bo tak wygląda jak sztywny penis co nigdy nie maleje.


Post został pochwalony 0 razy
Nie 0:45, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
Blase
Wood in the Forest



Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 8805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 205 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Jaskini Caer'bannog

Post
epickie riffy!


Post został pochwalony 0 razy
Nie 12:10, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
Jolka Jolka
Histeryczka



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Centrum Odszkodowań
Płeć: solniczka

Post
Nie są to moje wspomnienia i nie mój tekst.
Ale zgłaszam go do konkursu, za mądrość, dystans i styl w jakim jest napisany.

=========================================================


Wszyscy tzw. polityczni, ktorych spotkalem, twardo separowali sie od "grypsujacych". Jak zauwazylem nie bylo w tym jakiejs szczegolnej ideologii a raczej pogarda dla "kryminalistow" oraz organiczna niemoznosc panow z "S" do wykazania chocby szczatkowej solidarnosci ludzkiej.
Grypsujacy, czyli czlonkowie grupy nieformalnej, dzielili sie dobrami wspolnymi. Wszystko bylo wspolne, papierosy z wypiski lub przyniesione z widzenia, jedzenie z paczek i z wypiski. Kazdy grypsujacy zobowiazany byl czesc posiadanych rzeczy przekazac dla mniej fortunnych, ktorzy albo nie mieli pieniedzy na wypiske lub nie dostawali paczek.
Panowie solidarnosciowi uwazali, ze dzielic sie z nikim nie musza i zjadali swoje czekoladki, kielbasy i sery pod kocem w nocy.
Nie widzialem niczego zlego w grypsowaniu i oznajmilem jeszcze w pawilonie SB, ze do grypsujacych sie przylacze. Wywolalo to bardzo negatywne komentarze panow z "S".

Ja wiedzialem swoje, gdyz mialem 8 lat wczesniej pewien konflikt z prawem i posiedzialem sobie do rozprawy kilka miesiecy w "sanatorium nad Dunajcem", czyli w areszcie sledczym w Nowym Saczu. Chodzilo o przypadkowe i mimowolne przekroczenie granicy polsko-czechoslowackiej. Niestety mialem w portfelu dwadziescia dolarow i Czesi oskarzyli mnie o nielegalne posiadanie waluty. Z tego okresu znalem wiezienne zwyczaje i przeniesienia na blok kryminalny zupelnie sie nie obawialem.
Tak jak przypuszczalem klawisz wpuscil mnie do celi "malolatow" co mialo sie dla mnie zle skonczyc. Z "manelami", czyli calym dobytkiem zawinietym w koc, wpuszczono mnie do celi. Przed drzwiami lezal czysciutki rozlozony recznik. Polozylem tobol obok i stanawszy na reczniku starannie wytarlem w niego podeszwy. Zauwazylem tez, ze jeden z trzech lokatorow celi stoi obok i przyjmuje jakas dziwna pozycje. Cios na jego podbrodek naprawde mi wyszedl i Benio, bo tak sie malolat nazywal, dlugo nie mogl sie pozbierac. Teraz pozostalych dwoch lokatorow celi przywitalo sie ze mna. Starszy o ksywie "Hrabia", upewnil sie tylko:
- Od kiedy grypsujesz?
- Od 1976-go.
- Benio, wracasz na plaze!
W celi bylo jedno lozko wolnostojace i jedno pietrowe. Gdyby Benio puknal mnie a nie ja jego, to ja wyladowalbym na "plazy", czyli materacu lezacym na podlodze i wpychanym na dzien pod lozko. Poniewaz Benio nie dopisal, pozostal na dole hierarchii a ja rozgoscilem sie na dole pietrowego lozka. Gore zajmowal "Hrabia". Trzeci lokator "Jasio" nie byl malolatem, ale grypsowal a podejrzany byl o jakies machlojki na budowie i kradziez cementu.
Nieformalnym "wodzem" celi byl "Hrabia", ktory byl zawodowym zlodziejem. "Hrabia" utrzymywal rozlegle kontakty z cala strona pawilonu oraz z "wolnoscia". Cieszyl sie on szacunkiem i powazaniem calego pawilonu jako jeden z kilku "wodzow" oraz "sedziow".
Korespondencje czyli grypsy oraz dzialalnosc handlowa prowadzono za pomoca "chabet". "Chabeta" bylo to mydlo uwiazane na cienkim sznurku zrobionym z oddartego kawalka przescieradla. Do mydla przywiazywalo sie papierosy, zywnosc lub gryps i wystawiajac reke za okno krecilo szybko popuszczajac sznurek. Aresztowany z celi obok, z dolu lub z gory wystawial reke i obciazony mydlem sznurek nawijal sie na nia. Zonglujacy "chabetami" mieli taka wprawe, ze doslownie w ciagu minuty potrafili przeslac wiadomosc lub towar do kazdej celi z tej strony pawilonu.

Druga strona pawilonu byla dalej niz odwrotna strona ksiezyca. Rozdzielano w ten sposob "wspolnikow" czyli osoby przeciw ktorym toczylo sie sledztwo w tej samej sprawie. Lacznosc z "druga strona" istniala ale byla utrudniona. Prowadzono ja poprzez kalifaktorow czyli "kajfusow".
Kajfusi roznoszacy jedzenie oraz sprzatajacy korytarze nie byli pewni i gryps mogl trafic w rece klawiszy.
Aby dac do zrozumienia kajfusom, kto tu rzadzi i zeby nie byli zbyt chetni wyslugiwac sie sluzbie wieziennej, co jakis czas grypsujacy "przecwelali" ktoregos kajfusa. Bylem przy tym jak "Hrabia" przecwelil jednego z kajfusow. Kiedy klawisz otworzyl drzwi aby kajfusi mogli wydac obiad, "Hrabia" z nienacka dotknal kajfusa "berlem" czyli szczotka do czyszczenia sracza.
Jako przecwelony, kajfus nie mogl juz rozdawac jedzenia, gdyz wszyscy grypsujacy odmawiali jego przyjecia. Klawisze nie chcieli robic sobie klopotow i przecwelony kajfus natychmiast ladowal pod cela, tracac oczywiscie przywilej swobodnego poruszania sie po areszcie oraz dodatkowego zywienia z kuchni.
Gdyby klawisz zignorowal "przecwelenie" i zostawil kajfusa na funkcji, nastepnym etapem dzialan po odmowie jedzenia bylo wyrzucenie wszystkich misek i talerzy czyli "platerow" przez okna. Rzucic nalezalo tak aby spadly one pomiedzy murem a plotem gdzie w nocy chodzily psy. W tym wypadku "platery" rowniez stawaly sie "przecwelone" i sluzba wiezienna musiala wydac nowe. Klawisze znali zwyczaje i starali sie unikac problemow. Nominalnie wiec w areszcie rzadzili grypsujacy a wlasciwie ich komitet przywodczy do ktorego nalezal "Hrabia".

Spolecznosc aresztu dzielila sie na "ludzi" czyli grypsujacych, niegrypsujacych, z ktorymi "ludzie" mogli np. grac w szachy czy warcaby, ale ktorzy musieli jesc osobno oraz "przecwelonych" i "pajakow".
Panowie solidarnosciowi, (a bylo wsrod nich wielu, bardzo wielu zyciowych nieudacznikow), deklarujacy swoja przynaleznosc do niegrypsujacych, z punktu skazywali siebie na jedzenie "na taborku" czyli swoje "platery" stawiali na taborecie i wioslowali lycha siedzac na lozku lub w kucki, co bylo wygodniejsze.

Wielu niegrypsujacych a demonstrujacych swoja niezaleznosc stopniowo "przecwelalo" sie, spadajac nizej i nizej w hierarchii. Wielokrotnie panowie ci odmawiali solidaryzowania sie z cela lub innymi celami a za to byla kara...
Poznalem kilku, ktorzy byli juz na ostatnim etapie upokorzenia, gdyz jesc mogli tylko kleczac z miska ustawiona na klapie sedesu. Bylo mi ich zal, ale sami sobie byli winni.

Kiedys przerzucono mnie do celi w ktorej jeden z dzialaczy "S" dorobil sie tytulu "pajaka". Nie byl to najnizszy szczebel, bo nizej byly "czerwone pajaki" czyli prokuratorzy, milicjanci, klawisze albo esbecy. Tacy tez siedzieli, ale z reguly w osobnych celach.
Nasz "pajak" jadl na sedesie i sypial na "plazy" usytuowanej w ten sposob, ze glowe mial jakies 20 centymetrow od sedesu. Byl to pan wyksztalcony i upokorzenie cierpial bardzo. Poruszac sie mogl tylko jesli wykonywal cos uzytecznego, czyli zamiatal lub myl podloge. Jesli nie mial nic do roboty musial lezec pod lozkiem. Mial do mnie pretensje, ze mu nie pomagam.
- Pan, inteligent a trzyma z tymi bandytami!

Niestety nie bylo zmiluj, sam swoim zachowaniem i chciwoscia zasluzyl na takie traktowanie.
Ktoregos dnia wrocil z widzenia ze swoim adwokatem i przyniosl dwa kartony Carmenow. W celi panowal straszny kryzys. Wszyscy bylismy podpadnieci, o czym napisze pozniej, nie mielismy wypisek i odebrane talony na paczki.
Nie bylo ani papierosow ani dodatkowego jedzenia. Tak sie zlozylo, ze mielismy zapalki a nie mielismy papierosow. Kiedy zobaczylismy Carmeny "pajaka" bardzo nas to ucieszylo. "Pajak" wyjal papierosa i grzecznie poprosil o ogien. Wodz celi, Kazik, slusarz oskarzony o robienie fuch na lewo, zdziwil sie:
- Jak to ognia? A poczestowac papieroskiem nie laska? Kopsnij szluga kazdemu, frajerze.
- Przepraszam, ale to moje prywatne papierosy…
- Jak twoje, to niech ci klawisz zajarke da!
Klawisz ognia nie dal ale jeszcze zrugal "pajaka".
Siedzielismy wiec meczac sie bez papierosa.
Po jakiejs godzinie Kazik nie wytrzymal i zaproponowal "pajakowi" handel. Za karton Carmenow "pajak" mial dostac najlepsze miejsce w celi, na lozku, na gorze pod oknem. Pokusa byla wielka, wiec sie zgodzil. Kazik przeniosl sie na "plaze", ale zanim ustapil miejsca "pajakowi", powybijal wszystkie szybki w jednej polowie okna. A byl to styczen. Zaczelismy marznac. Oczywiscie ognia pajakowi nie dalismy i marzl najgorzej przy otwartym oknie.
Noc byla ciezka. Po pobudce i wstawieniu "kostki" zobaczylismy, ze "pajak" nie wstaje. Jego koc obsypany byl sniegiem. Zaczelismy go szarpac bo zaraz mial byc apel. Jakos zlazl z lozka i sie ubral ale trzasl sie i byl caly zesztywnialy. Po sniadaniu Kazik zaproponowal mu, ze odkupi od niego miejsce przy oknie za drugi karton Carmenow. "Pajak" spojrzal zamglonym wzrokiem na snieg proszacy na jego koc i …. zgodzil sie.
Kazik zainkasowal karton Carmenow i wrocil na swoje kojo. Chleb, ktory dostalismy na ten dzien posluzyl do zrobienia kitu a szybki zastapione zostaly kawalkami tektury z pudelek po paczkach. W celi zrobilo sie znowu cieplutko i przytulnie.
Popalalismy Carmeny i gralismy w domino a "pajak" zimowal znowu pod lozkiem z perspektywa nocy na "plazy". Kazik nie mogl sobie odmowic:
- Taki inteligent, magister kurwa twa, a dal sie zrobic mnie zwyklemu robolowi!

Nie mam zamiaru wymieniac nazwiska "pajaka". Powiem tylko, ze byl aktywny politycznie w jednej z kanapowych, prawicowych partii po roku 1989-tym.

Nie widzialem na wlasne oczy ale opowiadano mi, ze najwieksze katusze i upokorzenia przezyl w tym czasie, w katowickim areszcie, Jozef Jan Jonek, profesor doktor habilitowany, rektor Slaskiej Akademii Medycznej. Zlapany w czasie proby ucieczki z kraju, z falszywym paszportem na granicy wegiersko jugoslowianskiej. Byl on obok Macieja Szczepanskiego ucielesnieniem zla ekipy Gierka. Nie wiem czy z polecenia wladz, ale klawisze "zyczliwie" umieszczali go w celach szczegolnie zlosliwych recydywistow.




W mojej karierze w pudle niezwykle pomogl mi Jerzy Edigey a wlasciwie jego powiesc "Mr MacAreck i jego business". Ciekaw jestem czy ktos jeszcze pamieta tego autora? Byl on krolem tzw "powiesci milicyjnej". Trzy jego powiesci wykorzystano jako scenariusze do serialu "07 zglos sie".
Dla alternautow bedzie pewnie ciekawostka, ze Jerzy Edigey byl przed wojna wiezniem Berezy jako znany ONR-owiec.

W areszcie sledczym byla biblioteka. Mozna bylo nawet zamowic ksiazki, ale nigdy nie dostawalo sie zamowionych.
Kolekcja ksiazek byla zadziwiajaca. Nie wiem czy powstala w wyniku zakupow czy tez jakichs konfiskat ubowsko-milicyjnych. Funkcja bibliotekarza byla fucha dla prominentow, najczesciej skazanych dyrektorow lub esbekow.
Bibliotekarz, ktory obslugiwal moj pawilon byl dowcipnisiem. Ksiazki wydawal calkowicie przypadkowo. Mozna bylo dostac siodmy tom dziel zebranych Stalina, podrecznik gospodarstwa domowego, czeska ksiazke kucharska lub nawet podrecznik dla agronomow z roku 1949-go.
Raz do mojej celi trafil zdekompletowany i bez okladki przedwojenny tom "Kochanka Wielkiej Niedzwiedzicy" Piaseckiego. Bohater tej ksiazki, agent dwojki szpiegowal na terenie Bialorusi i zwalczal "gejbistow", (Gosudarstwienna Biezopasnost".) Ta ksiazka pelna byla wyraznie antysowieckich akcentow i miala bardzo duze powodzenie.
Jak widac cenzura peerelowska i w kryminale byla cienka.

Kryminalni z ktorymi siedzialem byli w wiekszosci ledwo pismienni i do czytania nie nawykli. Opowiadanie ksiazek, szczegolnie dlugo w nocy, juz po zgaszeniu swiatla, bylo umiejetnoscia ktora wplywala na popularnosc opowiadajacego. Poniewaz "Hrabia" z ktorym siedzialem uwielbial sluchac, wiec co wieczor opowiadalem.
Mialem poczatkowo problem z tematyka ale, ze pamiec mialem niezla a "Mr MacArca" czytalem niedawno, opowiadanie szlo mi chyba niezle. Po Edigeyu przyszla pora na Karola Maya, ktorego ubarwialem robiac z Old Shatterhanda i Winnetou bandziorow, bo to przemawialo do wyobrazni "Hrabiego"
"Hrabia" byl zachwycony i zostalem "herbatnikiem" czyli jego najblizszym kolega. Przydalo mi sie to gdyz, jak juz pisalem, mial on rozliczne kontakty i wplywy.

Cela nasza usytuowana byla w ten sposob, ze widac bylo z okna kamienice za murem. Na strychu jednej z kamienic bylo okienko. W tym okienku pojawialy sie dziewczyny, ktore z "Hrabia" "grypsowaly na witach" - porozumiewaly sie jezykiem migowym. Tym kanalem mozna bylo porozumiec sie z rodzina, namotac swiadkow, ustalic zeznania itp. Wszystko to szlo przez "Hrabiego".
Klawisze doskonale o tym wiedzieli i kiedy Hrabia "grypsowal na witach" na "kogucie" pojawial sie klawisz z lornetka starajacy sie zrozumiec tekst. "Hrabia" wtedy "szyfrowal" zmieniajac litere K na Z albo O na H. Mial w tym niesamowita wprawe. Dziewczyny tez byly dobre i grypsowanie odbywalo sie z nieprawdopodobna predkoscia.
Okna cel wychodzace na ulice i widoczne zza muru mialy zalozone matowe "blindy" uniemozliwiajace patrzenie w dol. Mozna bylo tylko ogladac niebo i wspomniane strychy kamienic. Uparci podnosili olowkiem blindy I przez szparke obserwowali ulice. Mozna bylo za to zarobic raport.
"Hrabia" mial pelno raportow za "grypsowanie" i nic mu juz nie mogli zrobic - ze wzgledu na problemy z plucami nie mogl odsiadywac "kabaryny" czyli kary twardego loza, a wypiske i prawo do paczek dawno mu odebrano.
Poniewaz byl on wysoko postawiony w hierarchii grypsujacych, po kazdej wypisce do naszej celi lecialy "chabety" z jedzeniem i papierosami. Bylo tego w sumie wiecej niz "Hrabia" moglby sobie sam kupic. Z kazdej paczki rowniez dochodzily jakies smakolyki, cukierki, ser, kielbasa itp. Bylo tego czasami tak duzo, ze nawet kiedy mnie odebrano wypiske i talony na paczki, bylismy z "Hrabia" zdolni do wspomagania innych z naszych zapasow. Ale nadeszly rowniez i chude czasy.

Zblizal sie 11 listopada i namowilem "Hrabiego" zeby zrobic jakis kawal komunie. Panowie z "S" rozsiani po pawilonie odmowili wspolpracy ale "Hrabia" przez swoje wplywy zorganizowal akcje w 8 celach pietro nizej. Na naszym pietrze tylko nasza cela miala uczestniczyc. Kazda z wtajemniczonych cel przygotowala plakat ze zlepionych klejem z chleba gazet. Plakaty zostaly poczernione sadza. Sadze robilo sie ze swiec z wosku ktorym oblany byl ser Edamski.
Na czarnym tle malowalismy litery pasta do zebow.
W osmiu celach wygladalo to tak: SO LI DA RN O SC ZY JE. Nasza cela wywiesic miala duza kotwice PW. Organizacja tego wszystkiego trwala pare tygodni. Oczywiscie wladze aresztu wiedzialy o wszystkim. Zostalismy zakapowani bardzo szybko i to wlasnie przez pana z "S", o czym sie pozniej dowiedzielismy.

W miedzyczasie zostalem wezwany do wychowawcy. Byl nim porucznik sluzby wieziennej, magister psychologii. Zaczal mnie wypytywac dlaczego przystapilem do grypsujacych. Nie mogl uwierzyc, ze polityczny moze byc grypsujacym. Odpowiedzialem twardo: - Tak, jestem grypsujacy bo tak mi sie podoba.
Na tym sie skonczylo.
Rano 11-go listopada wywiesilismy plakaty wywolujac mala sensacje na ulicy. Cala akcja trwala moze 10 minut, bo do aresztu wtargnela czekajaca juz w pogotowiu "Atanda" - oddzialy sluzby wieziennej wyposazone tak jak ZOMO - kaski, tarcze, szturmowe paly. Mnie i "Hrabiego" zapakowano do "pasowni" czyli sasiadujacych ze soba dwoch cel, ktore byly wygluszone grubymi plytami plexiglasu. Siedzielismy tam tylko jeden dzien i noc. Pozniej "Hrabiego" odeslano do macierzystej celi a ja po raporcie u samego naczelnika aresztu dostalem siedem dni "kabaryny". Odebrano mi rowniez talony na paczki, korespondencje oraz prawo do wypiski.

Pierwsza noc w kabarynie mila nie byla. Zimno bylo okrutnie, bo okienko pod sufitem mialo szybki z plexiglasu, ktore wypadaly i zawiewalo sniegiem. W celi 2.5 x 2 metry bylo "lozko" zbite z desek z deska pod katem jako poduszka. Kaloryfer mial tylko dwa zeberka I wlaczany byl na godzine przed zgaszeniem swiatla.. Do przykrycia sie mialem jeden koc, ktory rano musialem oddac.
Po sniadaniu czyli kubku nieslodzonej kawy bez mleka i kromce chleba pojawily sie iskierki nadziei. Za drzwiami cos zaskrobalo i w szparze pod nimi pojawila sie kartka papieru. Zlozylem ja i wysunalem znowu pod drzwi. Pociagajac zlozona w kieszonke kartke dostalem 5 papierosow, draske i zapalki.
Jednego papieroska wypalilem i schowalem skarby pod obluzowana deska - zaglowkiem. Drzwi sie otworzyly i do celi wpadl "Psichuj" - kierownik ochrony aresztu. Wyweszyl dym i zaczal robic awanture i to nie mnie ale klawiszowi, ktory otworzyl drzwi:
- Kurwa, osadzony ma szlugi! To wy nie umiecie kipiszu porzadnie zrobic?
Klawisz usilowal cos tlumaczyc ale "Psichuj" dalej sie darl. Postanowilem sie wtracic:
- Ja sam przemycilem papierosa.
- Co??? A jakzescie to zrobili, co???
- Wlozylem go do dupy.
"Psichuj" zaniemowil. - I z dupy palicie???
- To jest moja dupa nie wasza. Z waszej dupy bym sie brzydzil.
- A dlaczego wy do mnie per wy?
- Bo wy do mnie tez per wy. Ja jestem bezpartyjny i nie bede sie do was zwracal towarzyszu. A za obywatela tez trudno was uwazac.
Nic juz nie powiedzial i poszedl.
To byla niezawodna metoda - nie tracic rezonu ale odpowiadac tak aby zglupial.

Za pol godziny ten sam klawisz otworzyl drzwi i powiedzial:
- Chodz pan, koledzy cos dla pana przygotowali.
Zaprowadzil mnie do pobliskiej kotlowni gdzie czekal duzy sloik po drzemie z herbata i talerz swiezutkich paczkow. Ta uczte przygotowali grypsujacy, ktorzy pracowali w kotlowni. Pogadalismy, zrobilo mi sie cieplo i czulem sie jak w raju. Nie dlugo to trwalo bo klawisz wrocil i szepnal:
- "Psichuj" sie kreci, nie moge ryzykowac.
Zamykajac drzwi kabaryny znowu szeptem dodal:
- Panie czy pan mysli, ze ja tych czerwonych kocham?
Zostalem z otwarta ze zdziwienia geba.
Codziennie rano dostarczano mi papierosy a do kotlowni, na paczki, zupe, herbate i dodatkowe dozywianie, przynajmniej dwa razy dziennie prowadzal mnie nie tylko znajomy juz klawisz ale takze inny majacy sluzbe po poludniu.

Nalezy sie wyjasnienie ksywy majora, kierownika ochrony. W kazdym polskim areszcie i kryminale musial znajdowac sie wredny osobnik, ktorego i osadzeni i klawisze nazywali "Psimchujem". To byla tradycja. Byl "Psichuj" w Nowym Saczu, co sam stwierdzilem. Tamtejszy "Psichuj", mial zwyczaj kiwania sie na flekach, przyblizania twarzy do twarzy aresztowanego i cedzenia z wolna:
- Co wy myslicie?... ze wy... sobie... bedziecie... z funkcjonariusza ….PIZDE ROBIC!!! (tu byl juz wrzask.)




Na trzeci dzien odsiadki w kabarynie wezwano mnie do zastepcy naczelnika aresztu. Powinienem sie zameldowac zgodnie z regulaminem: "Obywatelu naczelniku oskarzony taki i taki melduje swoje wejscie." Ale ja mialem regulamin gdzies, wiec tylko powiedzialem: - Dzien dobry.
Starszy podpulkownik popatrzyl na mnie, wskazal krzeslo i ku memu zdumieniu powiedzial:
- Prosze, niech pan siada.
- Dziekuje.
- Prosze pana, pan jest pierwszym politycznym, ktory nie tylko dogadal sie z kryminalistami ale zmobilizowal ich do politycznej akcji.
- Milo mi to slyszec.
- Ja tego nie moge pojac. My jestesmy po przeciwnej stronie barykady, ale ja potrafie zrozumiec, ze pan i panu podobni macie jakas polityczna idee. Jak mozna w to wplatywac przestepcow?
- To jest kwestia nie ideologii ale skutecznosci. Chcialem aby haslo i kotwica ukazaly sie na murach aresztu. Zorganizowanie tego z politycznymi bylo niemozliwe jak sam pan wie. A z grypsujacymi wszystko jest mozliwe.
- Tak teraz ludzie mysla, ze tu w areszcie jest Solidarnosc. A was tu jest moze piec procent. A reszta to recydywa, mordercy, gwalciciele. A wie pan jak oni nas nazywaja? Pokazal mi kartke na ktorej napisany byl wierszyk:
" K to litera wszystkim oczywista,
oznacza kurwa albo komunista".
- Oni, prosze pana nazywaja nas kurwami!!!
Glupio mi sie zrobilo…
- Prosze pana ja bede z panem szczery. Ja zakladam, ze wy kiedys zdobedziecie wladze. Bo taka jest prawidlowosc, ze jak ktos sie zabiera do zdobycia wladzy to w koncu ja zdobywa. I jesli wy puscicie na nas kryminalistow to oni nas po prostu wyrzna! Oni nie beda mieli litosci. Ja prosze pana bylem w lesie za okupacji i nie mam zamiaru do lasu isc z powrotem!
- Panie pulkowniku, to co pan mowi zaklada, ze role by sie odwrocily i ja, my, z kolei musielibysmy stworzyc jakies UB zeby pana z lasu wykurzyc. To jest nonsens. Zapewniam pana, ze tak nie bedzie.
- Niech pan wraca do celi.

Poszedlem z klawiszem do swojej malenkiej kabaryny. Zupelnie nie wiedzialem co o tej rozmowie myslec. A najprawdopodobniej wplynela ona na dalszy bieg mojego zycia.

Kabaryne odsiedzialem i wrocilem ku memu zdumieniu do tej samej celi. Ale to juz nie byla ta sama cela. "Hrabia" byl ale w celi znajdowal sie jakis paskudny osobnik. Byl to niegrypsujacy polglowek, ktorego posadzono z "Hrabia" i teraz ze mna zeby nam dogrysc. Na okno celi zalozyli wielka blaszana blinde. Skonczylo sie "grypsowanie na witach" i swobodne zonglowanie chabetami. Nastal glod jak jasna cholera.
Nie bylo co zjesc ani zapalic.

Polglowek Machnik mial trzy woreczki z tytoniem z petow. Byl to "pierwszak", "wtarak" i "trojniak". Dowiedzialem sie, ze "pierwszak" to tyton z petow papierosow wypalonych po raz pierwszy. "Wtarak" to resztki ze skretow, a "trojniak", wygladajacy jak okruchy koksu, to resztki z petow ze skretow...
Ani ja ani "Hrabia" nie chcielismy tego dotknac, wiec cierpielismy w milczeniu a Machnik kurzyl jak najety.
Po tygodniu i jemu skonczyl sie nawet trojniak i zaczelo go rzucac po celi.

Machnik byl skazanym z wiezienia w Barczewie przeniesionym do Katowic bo w Barczewie nie mial juz co robic. Byl kapusiem i chcieli go tam zarznac.
W Barczewie pelnil role "laziebnego", czyli utrzymywal porzadek w lazni. Jak sam mowil byl zlosliwy i tym, ktorych nie lubil zakrecal szybko ciepla wode tak, ze musieli splukiwac mydlo zimna. Uwielbial to to robic szczegolnie zima.
Wcale sie nie dziwie, ze chcieli go utluc.
Innym jego wyczynem, ktorym sie chwalil, bylo poparzenie i niemal ugotowanie Ericha Kocha.
Koch, hitlerowski gaulaiter Ukrainy siedzial w Barczewie. (zmarl bodajze w 1986-tym). Byl chory i Machnik przygotowywal mu wanne w lazni, gdyz Koch nie mogl ustac pod prysznicem. Zlosliwiec napelnil wanne goraca woda i wrzucil do niej Kocha. Koch, chociaz chory, wyl w nieboglosy i wyrywal sie. Klawisze wpadli i go uratowali, chociaz jak twierdzil Machnik, mogli to zrobic szybciej, ale pewnie nie chcieli. Ta historia spowodowala, ze mialem do Machnika cien sympatii. Koch na nic lepszego niz ugotowanie nie zaslugiwal.

W polowie drugiego tygodnia abstynencji, Machnik nie mogl juz bez papierosow wytrzymac i oznajmil ze bedzie sie wieszal. Podarl przescieradlo i zaczal krecic sobie line. "Hrabia" powiedzial mu:
- Wieszaj sie jak chcesz, ale my o tym nic nie wiemy!
- Co wy? Ja przeciez nie naprawde. Taki glupi nie jestem. Ino jak sie powiesze, to walcie w drzwi i wzywajcie pomocy.

Powiesil sie w nocy, po dwunastej na krolu od szachow, ktorego wepchnal za rure od spluczki klozetowej. W rzeczywistosci natarl szyje lina z przescieradla az powstala wyrazna przekrwiona prega. Zalozyl petle na szyje i stal jedna noga na rurze sedesu, czego klawisz nie mogl zobaczyc przez lipo. Druga noge, ktora klawisz mogl dojrzec, trzymal w powietrzu i podrygiwal konwulsyjnie.
"Hrabia" i ja zaczelismy wzywac pomocy. Hrabia walil piesciami w drzwi a ja wrzeszczalem:
- Powiesil sie! Powiesil sie!!!! Panie oddzialowy! Powiesil sie!!! Panie oddzialowy, Machnik sie powiesil!!!
Zapalilo sie swiatlo i w lipie pojawilo sie oko. Klawisze na nocnej zmianie nie mieli kluczy do cel na oddzialach. Bylo to niezgodne z prawem ale praktykowane. Klucze byly w biurze oficera dyzurnego.
- Kurwa, odetnijcie go! Odetnijcie go!
- Kurwa twa, czym??? - zapytal "Hrabia".
Obydwaj zaslanialismy twarze niby w szoku a w rzeczywistosci wylismy ze smiechu.
Machnik stal na rurze, podrygiwal noga i robil smieszne miny.
- Sloik, kurwa stlucz i go odetnij!!!
"Hrabia" Rzucil na ziemie "baraban" - sloik po drzemie czyli wiezienna szklanke. W tym czasie krol od szachow na ktorym wisial Machnik wysmyknal sie zza rury od spluczki I Machnik trzymal line w rece nad glowa. Bylo to tak komiczne, ze nie moglem juz powstrzymac smiechu i kucnalem na podlodze tylem do lipa duszac sie od smiechu. "Hrabia" przecial line szklem i Machnik zwisl mu bezwladniena ramieniu. Polozylismy go na podlodze. Teraz udawal jakies konwulsyjne drgawki wszystkimi konczynami. Klawisz krzyknal do nas:
- Pilnujcie go! Lece po klucz!
Siedlismy na lozku a Machnik dalej podrygiwal na podlodze. Po 10 minutach klawisze otworzyli drzwi. Byl oficer dyzurny, dwoch klawiszy i obowiazkowa "atanda" czyli 10-ciu z palami i z tarczami, w kaskach.
- Na czym on sie, kurwa wieszal? - zapytal porucznik, oficer dyzurny.
- Na krolu od szachow. - odpowiedzial "Hrabia".
- Ty se, kurwa nie zartuj, ja powaznie pytam! - zaperzyl sie porucznik.
Podnioslem z podlogi krola szachowego z kawalkiem sznurka skreconego z przescieradla i pokazalem jak zaklinowac go za rura.
- Taki spryciarz??? - zdziwil sie porucznik - a wyglada na idiote!
- Bo jest idiota - wyjasnil "Hrabia".
- Pogotowie juz jedzie - do celi wszedl trzeci klawisz.
Pogotowie zjawilo sie po nastepnych dziesieciu minutach. Klawisze wyszli a w celi pojawil sie lekarz i dwoch sanitariuszy. Lekarz kleknal i zaczal osluchiwac Machnika a sanitariusze z przerazeniem w oczach rozgladali sie po celi. Widac pierwszy raz w zyciu widzieli peerelowski pierdel.
Jeden z nich popatrzyl na mnie i "Hrabiego" i zapytal:
- Czemu on sie wieszal?
- A ze szczescia, ze mu sie tutaj tak fajnie mieszkalo - nie moglem sobie odmowic sarkazmu - ma pan moze papierosy?
Sanitariusz dal mi paczke Klubowych wiec spokojnie sobie z "Hrabia" zajaralismy.




Do celi wbiegl "Psichuj" po ktorego pojechala wczesniej wiezienna Nysa. Zobaczyl "Hrabiego" i mnie i po swojemu sie wydarl:
- Kurwa, znowu oni!!! To jest jakis szaher-maher!!! Nie wierze!!! Na czym on sie powiesil ten kretyn???
Tym razem porucznik popisal sie wiedza i oznajmil:
- Na krolu szachowym!
Major poczerwienial:
- Ja wam, kurwa dam szachy! Dziabnal palcem w piers "Hrabiego" i dalej sie darl:
- To wy do Szwajcarii chcieliscie jechac a teraz tego kretyna zescie powiesili! Ja wam tu zrobie szwajcarskie uzdrowisko! Ja wam, kurwa dam krola!!!

Tutaj nalezy sie wyjasnienie. Kiedy w sierpniu 1982-go "terrorysci" opanowali polska ambasade w Bernie, "Hrabia" w nocy "siadl na klape" - zadzwonil po oddzialowego i zazadal widzenia z kierownikiem ochrony, czyli "Psimchujem". Odzialowy byl w kropce - jesli zadanie bylo jakas glupota, ryzykowal potezny opierdol, jesli jednak "Hrabia" chcial np. doniesc o buncie, a jego prosba o rozmowe z "Psimchujem" bylaby zignorowana, to OPR mogl byc jeszcze wiekszy. Klawisz zdecydowal i wyslal Nyse po majora.
Obudzony w srodku nocy i zaspany major w asyscie "atandy" stanal w drzwiach celi:
- O co chodzi?
"Hrabia" wraz z drugim wspolwiezniem z celi podeszli do majora. "H"rabia glosnym szeptem powiedzial:
- Przy tych chamach nie bedziemy gadac!
Major kiwnal na palkarzy, ktorzy z glosnym tupaniem odeszli w glab korytarza i mocno juz zaintrygowany zapytal:
- Co jest?
- Panie majorze, czytal pan w gazecie o terrorystach, ktorzy przetrzymuja pracownikow ambasady w Szwajcarii?
- Czytalem - speszyl sie "Psichuj" - i co to ma wspolnego z wami?
- My jestesmy i tak przegrani, panie majorze - ciagnal dalej z powaga "Hrabia" - my moglibysmy pojsc na wymiane do tego Berna. Nam i tak nie zalezy.
- Cooo??? - "Psichuj" poczerwienial.
- No tak! Gdyby pan major natychmiast zalatwil samolot z Pyrzowic, to bysmy na osma rano zdazyli do tej Szwajcarii.
Major wydusil tylko z siebie:
- Ja, ja, ja … wam dziekuje!.
Drzwi celi zatrzasnely sie z hukiem. Na drugi dzien klawisze z wszystkich oddzialow przychodzili zobaczyc "tych co w nocy chcieli jechac do Szwajcarii".
O dziwo "Hrabia" nie dostal za ten kawal raportu, ale "Psichuj" dobrze go sobie zapamietal.

Sanitariusze ogladali caly spektakl w wykonani "Psichuja" i klawiszy z przerazeniem w oczach. Tak chyba rodza sie legendy.
Lekarz zdecydowal, ze Machnik jest w lepszym stanie niz wyglada, dal mu jakis zastrzyk i polecil badanie lekarskie rano. Kiedy lekarz z sanitariuszami poszli, "Psichuj" zawyrokowal:
- Swiatlo bedzie zapalone i wy go macie pilnowac do rana.
- Cooo??? Myyy??? - zdziwil sie "Hrabia"
- Sam go pan sobie pilnuj - ja dodalem swoje - nie ma ani co zapalic ani zjesc, nie ma herbaty, nie ma nic. My sie kladziemy spac, a on jak chce to niech sie wiesza!
Klawisze wyszli z celi zabierajac ze soba pudelko z szachami, a pyskaty porucznik, pewnie na wszelki wypadek, wzial rowniez domino, pomimo protestow "Hrabiego".
- Z wami nic nie wiadomo! Jeszcze sie na dominie powiesicie!
Swiatla nie zgasili, wiec usiedlismy przy stole palac Klubowe od sanitariusza. Machnik jaral pod kocem.
Po pietnastu minutach drzwi celi znow sie otwarly i porucznik polozyl na stole szesc bulek z szynka z klawiszowskiej kantyny, paczke herbaty "Gruzinska", pol kilo cukru i trzy paczki Klubowych, a oddzialowy postawil duzy czajnik z wrzatkiem.
"Hrabia" zaczal wybrzydzac:
- Nie ma pan Ulunga? Gruzinska jest za kwasna. I sloik by sie przydal, bo swoj stluklem zeby Machnika odciac.
- A moglby nam pan karty przyniesc? - zapytalem. Na kartach jeszcze sie nikt nie powiesil.

Karty jako wymysl burzuazyjny byly surowo tepione w areszcie i konfiskowane. W dyzurce oddzialowego byl caly stos kart. Widzialem jak prowadzono mnie z kabaryny do celi.
Porucznik poszedl.
Przyniosl dwie paczki herbaty "Ulung", dwie talie kart i dolozyl jeszcze spory, prawie kilowy kawal sera edamskiego.
- Woda wystygla - przypomnial "Hrabia" - nie moglby nam pan "buzaly" zwrocic?
- Nie moge. Tego nie moge zrobic. Ale tylko zadzwoncie to oddzialowy czajnik nagotuje.
Widac bylo, ze klawiszom szczegolnie zalezalo zebysmy pilnowali Machnika. Widocznie grozila im utrata premii albo nagrod.
("Buzala" byla to wiezienna grzalka zrobiona z dwoch zyletek i zapalek. Rzecz niezwykle ceniona w areszcie i poszukiwana przy wszystkich "kipiszach".

Z nedzarzy stalismy sie krezusami. Dalismy Machnikowi jego dwie bulki, ktore zezarl pod kocem, a sami popijajac "czaj", pogryzalismy ser i gralismy w remika do rana.

==========================================================

Mam nadzieję, że Ten Facet kiedyś całość swoich wspomnień wyda.


Post został pochwalony 0 razy
Nie 14:04, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
don Carlos z Szynką
Makler Giełdowy



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kanapki
Płeć: patafian

Post
W sumie, to ja wycofuje moje twory. Są do bani.

Stworze inną piosenkę "Ballade do Rurka (o stole)"


Post został pochwalony 0 razy
Nie 15:30, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
janoszdobrosz
Pokręcony Ziutek



Dołączył: 02 Mar 2006
Posty: 18421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 123 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z wyspy

Post
Jolko-Kolko- mam nadzieje, ze facet wyda to i owo. Z MP toto malo ma wspolnego... zakladajac zefacet wygra- na jaki adres slac nagrody? Wide grin
PS. Mądrość- jest... dystans- jest, styl- jest... TEMATU nima... Z matematycznego punktu widzenia: Zbior X- nalezy do zbioru pustego...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez janoszdobrosz dnia Nie 20:48, 22 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Nie 20:45, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
Jolka Jolka
Histeryczka



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Centrum Odszkodowań
Płeć: solniczka

Post
janoszdobrosz napisał:
Jolko-Kolko- mam nadzieje, ze facet wyda to i owo. Z MP toto malo ma wspolnego... zakladajac zefacet wygra- na jaki adres slac nagrody? Wide grin
PS. Mądrość- jest... dystans- jest, styl- jest... TEMATU nima... Z matematycznego punktu widzenia: Zbior X- nalezy do zbioru pustego...


Janoszku Paproszku, z MP "toto" ma wspólną inteligencję, mądrość, dystans i styl.
Co sam potwierdzasz.

A jak Ci w tym tematu brak, to ja już nie pomogę.
Nie ta specjalizacja.

Tak więc z matematycznego punktu widzenia należysz do zbioru pustego.


Idem stego kąńkursu.


Post został pochwalony 1 raz
Nie 21:17, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
janoszdobrosz
Pokręcony Ziutek



Dołączył: 02 Mar 2006
Posty: 18421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 123 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z wyspy

Post
A co z adresem? Tylko nie pisz ze zamsz.


Post został pochwalony 0 razy
Nie 21:34, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
Mroczny Herbaciarz
Sütmistrz



Dołączył: 18 Lis 2006
Posty: 4240
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: patafian

Post
dziwni jesteście


Post został pochwalony 0 razy
Nie 21:36, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
janoszdobrosz
Pokręcony Ziutek



Dołączył: 02 Mar 2006
Posty: 18421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 123 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z wyspy

Post
Pozwolilem sobie dopisac kolejny pukt regulaminu. Nadsylamy TYLKO NASZE PRACE. Wiec- przezabawne, satyryczno- dramatyczne, arcydzielo pana Walerego K. [nieslubnego dziecka panny Zenobi W. oraz wujka z ciocia]- mianowanego nauczyciela-logopedy, mimo wieloletniej pracy w kotlowni na ul. Kaczej, w Jedwabnem, nie bedzie brane pod uwage... dopuki pan Walery sie u nas nie zarejestruje.
PS. Wspolne szczescie kolektywu, gwarantem spolecznego sukcesu!


Post został pochwalony 0 razy
Nie 21:45, 22 Mar 2009 Zobacz profil autora
It's...
Pedał i Fleja



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Musisz być zalogowany, żeby wyświetlić tę informację.
Płeć: patafian

Post
Jolka Jolka napisał:
Nie są to moje wspomnienia i nie mój tekst.
Ale zgłaszam go do konkursu, za mądrość, dystans i styl w jakim jest napisany.

=========================================================


Wszyscy tzw. polityczni...

==========================================================

Mam nadzieję, że Ten Facet kiedyś całość swoich wspomnień wyda.
zajebiste!
teraz dopiero całość przeczytałem, swietne.
i ciekawe, kto to był, tak naprawde. Wide grin



no, nasierowski też fajnie pisał, i pedał na dodatek! Wide grin

[kicha]
==========================================================
edit:
[i kaszle]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez It's... dnia Pią 2:38, 27 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Pią 2:34, 27 Mar 2009 Zobacz profil autora
Jolka Jolka
Histeryczka



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Centrum Odszkodowań
Płeć: solniczka

Post
It's... napisał:
Jolka Jolka napisał:
Nie są to moje wspomnienia i nie mój tekst.
Ale zgłaszam go do konkursu, za mądrość, dystans i styl w jakim jest napisany.

=========================================================


Wszyscy tzw. polityczni...

==========================================================

Mam nadzieję, że Ten Facet kiedyś całość swoich wspomnień wyda.
zajebiste!
teraz dopiero całość przeczytałem, swietne.
i ciekawe, kto to był, tak naprawde. Wide grin


Dla Ciebie.



Do moich obowiazkow sztygarskich nalezalo rozliczanie paliwa-ropy, ktora dowozona byla beczkami do miejsc w ktorych pracowaly spychacze na haldach i zwalach. Kiedy moj szef nadsztygar poinformowal mnie, ze mam to robic, (sam nie mial czasu gdyz mial wyznaczone zadania partyjne), zapytalem glupio : - jak?
Spychacze nie mialy zadnych licznikow. Wiedzialem, ze 80% ropy "idzie" do Zyda, czyli sprzedawane jest taksowkarzom. Jak to rozliczyc?
Moj nadsztygar smutno popatrzyl i pouczyl mnie:
- Panie, pan nie zadaje glupich pytan. Wiemy ile ropy pobralismy, wiemy ile godzin spychy pracowaly. Z tego pan wylicz ile spalily na motogodzine i bedziesz pan mial. Tak robilem przez kilka lat i bylo w porzadku. Nikt nigdy tego nie sprawdzil.

W czasie pracy w gornictwie nic nie moglo mnie juz zdziwic. Kiedys inny zaprzyjazniony nadsztygar pokazal mi zwal wegla, ktory w tym momencie przypominal lotnisko. Operatorzy spychaczy z braku zajecia wlasnie zamiatali beton.
- Wiesz ile tu teraz jest wegla?
- Dwie albo trzy tony - odpowiedzialem.
Tylko sie zasmial.
- Poltora miliona ton!
- To nonsens.
- Jak Mitrega chce i mowi, ze tu jest poltora miliona ton to tak jest! Zrozumiales?

Kiedys z kolei na zwale spoczywalo ponad dwa miliony ton i z powodu cisnienia wegiel zapalil sie.
Gaszenie polegalo na polewaniu zwalu mlekiem wapiennym oraz przepychaniu zarzacego sie wegla, ladowaniu go na weglarki i wyworzeniu na halde.
Operatorzy spychow w maskach wjezdzali w gesty dym oraz pare i na kilka minut doslownie znikali.
W poblizu zwalu, w bezpiecznym miejscu znajdowalo sie "stanowisko dowodzenia akcja". Glownym rekwizytem byl stolik na ktorym stala kasetka z forsa.
Obslugiwal stanowisko facet z dyrekcji. Pracowalo to bardzo prosto. Kiedy operator cofal spychacz w poblize stolika, wyskakiwal na ziemie, zrzucal maske I helm I glosno wrzeszczal:
- K…wa! Mom dosc, wiecyj nie jada!
Wtedy facet otwieral kasetke wyjmowal banknot piecset zlotowy, wpychal go operatorowi do reki i perswadowal:
- Panie, panie, cozes pan? Jedz pan! No, prosze, jeszcze raz.
Operatorzy tlukli kase w tempie 500 zlotych co dziesiec minut.

Dyrektor kopalni, (Katowice, tam rowniez pracowalem), jechal na dol ubrany w biale spodnie i biala bluze, do kompletu bialy helm, biale gumowce i pozlacany sztygarski kilofek. Poniewaz mial on jakis rodzinne powiazania z Gierkiem wiec mial swoje wymagania. Bialy stroj i gumiaki musialy byc zawsze nowe. Nawet jesli z jakiegos powodu jechal na dol dwa razy dziennie. Po wyjezdzie musial sie wykapac. Mial do tego specjalna prywatna lazienke wykafelkowana wloskimi kafelkami ze sprowadzona z Wloch wanna. Do kazdej kapieli musial miec nowe mydlo, nowy pumeks i nowy recznik. W dobie klopotow zaopatrzeniowych zdobycie pumeksu bylo w Katowicach i okolicy niemozliwe. Do akcji ruszyly trzy Tarpany zaopatrzenia. Kierowcy mieli zadanie - nie wracac bez pumeksu. Ruszyli w trzech kierunkach w Polske. Pumeks znalazl sie w Radomiu, w Lublinie oraz w Kostrzyniu nad Odra. Drogi pumeks.

Kopalnia posiadala osrodek wypoczynkowy w Kolobrzegu. W roku 1979-tym prowadzono tam prace remontowe i konieczne bylo wykopanie okolo 30 metrowego rowu. Niezbedna byla koparka Bialorus. Logicznym wyjsciem bylo znalezienie koparki w Kolobrzegu. Tego zrobic sie nie dalo. Nie dalo sie rowniez znalezc platformy by koparke zawiezc koleja. Bialoruska pojechala wiec sama z Katowic do Kolobrzegu. Bialorus to nie Porsche ani nawet maly Fiat, szybkosci to nie mialo. Kierowcy -operatorowi zeszlo 6 tygodni w jedna strone i drugie szesc z powrotem. Kopanie rowu trwalo 5 godzin.
Po drodze w jedna i w druga strone co noc zatrzymywal sie w hotelu albo na prywatnej kwaterze. Oczywiscie kopalnia placila i mial tez kase na jedzenie.
Row byl chyba drogi. Po drodze operator zatrzymywal sie czasem any kopac stawy rybne. Przywiozl teczke pieniedzy.

Osoby nadzoru w kopalni otrzymywaly tzw premie uznaniowa. Polowa tej premii czyli ok. 3 tysiecy miesiecznie szla na zaopatrzenie. Czyli na przekupienie pracownikow innych kopalni lub przedsiebiorstw aby ukradli oni potrzebne materialy ktorych w zaden inny sposob nie mozna bylo kupic. Kiedys spychaczowi do ktorego operator zapomnial nalac oleju korbowod wyszedl bokiem. Dziura w bloku byla wielkosci duzego talerza. Nowego bloku silnika kupic sie nie dalo a spychacz byl niezbedny. Poprzez mego ojca ktory pracowal w PBPW - Przedsiebiorstwie Budowlanym Przemyslu Weglowego lub bardziej popularnie "Przedsiebiorstwie Budowy Prywatnych Willi", dowiedzialem sie, ze jedna z baz przedsiebiorstwa w Walbrzychu posiada potrzebny blok silnika. Dostalem Tarpana, kierowce, dziesiec tysiecy na zakup, kase na hotel, zarcie, wydatki i blok przywiozlem. Faceci z Walbrzycha zwyczajnie blok ukradli, w bialy dzien zaladowali na Tarpana i to wszystko.

Pod ziemie codziennie szly tony stali i drewna. Ktos kto widzial kopalniany "plac drzewa" w owych czasach wie, ze miescil on kilka dlugich pociagow bali sosnowych. Drewno pierwszej jakosci. Na placu drewna chlopy olowali tzn. wycinali w stemplach polokragly koniec na ktory nachodzila pozioma belka.
Ktoregos dnia bylem swiadkiem takiej oto scenki. Poszedlem na plac drzewa pozyczyc wozek widlowy. W biurze sztygara awantura. Dzwoni nadsztygar z dolu I wydziera sie:
- Nie przysylajcie mi wiecej drewna, bo k…a jest dosc! Nie ma co z tym robic! Ani suki wiecej! (suka to wozek na drewno)
A na torach stoi ze 60 suk pelnych drewna i czeka lokomotywka.
Sztygar drapie sie po glowie.
- Jak to drewno nie zjedzie to nie bedzie suk na nocna zmiane i ch.j. Nie bedzie roboty! Aaa tam sie bedziemy pie…lic! Do szybu i wywalcie w stare wyrobiska!

W ten sposob cale lasy zjezdzaly pod ziemie. Polskie lasy.

Napisalem to wszystko Abyscie wiedzieli, ze z mojego punktu widzenia ustroj nalezalo jak najszybciej obalic, zmienic lub rozmontowac. Byl to nieustanny rabunek majatku narodowego. Dopiero pozniej zrozumialem, ze to nie system ale ludzie - pobozni katolicy stworzyli potwora i ze lewicowe poglady nijak sie mialy do PRL-owskiej rzeczywistosci
Rowniez na wlasnej skorze doswiadczylem tego czym jest kapitalizm. Ale to bylo duzo pozniej. Wtedy gleboko wierzylem, ze w kapitalizmie ja sobie poradze. A inni niewiele mnie obchodzili.
W rezultacie ja sobie poradzilem ale za morzem a innym w kraju tenze kapitalizm dal popalic.

=================================================================


Burzliwa wiosne i lato roku 1981-tego zapamietalem jako czas moich pierwszych prob nadwatlenia ustroju przy pomocy zdezelowanej maszyny do pisania marki Erica.

Sprowokowal mnie do tego wstepniak redaktora Wladyslawa Machejka w krakowskim "Zyciu Literackim". Towarzysz Machejek wybral sie z Krakowa do Zakopanego autobusem. W autobusie kilku mlodych gorali klocilo sie czy "kumonista mo dusze czy ni ma". Sprawe rozstrzygnal stary goral ktory stwierdzil: - "Kumonisci dusy nie majom. Ino majom tako pare. Jak sie strzeli z karabina to ta para wylata i tyle". Machejek byl zszokowany, ze po blisko 40 latach wladzy ludowej ktos moze myslec w ten sposob. Napisal wstepniak w wyniku ktorego zostal wezwany do KC i solidnie opierd….ny.

Dowiedzialem sie o tym od samego Grubego Wilema czyli Wilhelma Szewczyka. Szewczyk byl wtedy podpadniety bo umiescil artykul o Stanislawie Schwallenbergu. Takim prawdziwym Klossie. Byl to agent sowieckiego wywiadu zrzucony w mundurze niemieckim do Generalnej Guberni w roku 1944-tym. Mial nawiazac kontakt z oddzialem AL w rejonie, (o ile dobrze pamietam), Pilicy. Poniewaz posiadal spora ilosc gotowki, dolarow oraz zlotych monet zostal przez AL-owcow zamordowany i z tej okazji obrabowany. Maczal w tym palce facet ktory byl w latach 70-tych sekretarzem komitetu PZPR w Pilicy.
Na dodatek autor artykulu, (nazwiska nie pamietam), napisal, ze wywiad ZSRR powinien zainteresowac sie losem swojego agenta i dazyc do ukarania sprawcow.
Wymienil nawet nazwiska sprawcow zbrodni. Historyka tego doslownie zniszczono zakazem pracy w zawodzie a Szewczyk praktycznie przestal byc redaktorem naczelnym. Kierownictwo katowickich "Pogladow" przejal Tadeusz Kijonka - dobrze popijajacy juz wtedy.

Wypozyczylem z biblioteki gruba ksiazke Machejka "Partyzant sluga bozy". Nowiutka byla. Nikt jej chyba nigdy nie czytal. Zreszta cegla taka, ze czytac sie ledwo dalo. Zaloze sie, ze nawet cenzor jej nie przeczytal bo byly tam wspaniale kawalki! Pozbieralem je do kupy i wysmazylem artykul o partyzantce GL i AL w powiecie miechowskim oraz dzialalnosci PPR w powiecie nowotarskim. Byly tam watki o rabowaniu dworow, popedzeniu ksiedza i jego gospodyni nago po sniegu oraz o tym, ze komitet powiatowy PPR w Nowym Targu utrzymywal sie z koncesji na wyszynk wodki w powiecie nowotarskim.

Musialem chyba kogos tym artykulem dotknac bo wezwano mnie do komisarza wojskowego kopalni. W gabinecie majora siedzial jakis smutny cywil. Zapytali prosto z mostu o artykul i czy informacje do niego uzyskalem od Muzyczki. Odpowiedzialem zgodnie z prawda, ze zadnego Muzyczki nie znam.
(Duzo pozniej dowiedzialem sie, ze pplk Ludwik Muzyczka pseudonim Benedykt, zmarly w roku 1977 mial jakoby znac fakty podane przez Machejka w ksiazce. Do dzis nie wiem czy smutny mial na mysli Ludwika Muzyczke czy tez Michala Muzyczke.)
Komisarz i smutny pan nie wierzyli mi kiedy wyjasnilem, ze wszystko wyczytalem u Machejka. Obiecalem im, ze jutro przyniose ksiazke i im pokaze.

Na drugi dzien u komisarza nie bylo juz smutnego ale starszy facet tytulowany pulkownikiem palacy sporta za sportem. Jak sie okazalo byl to partyzant z odddzialu AL "Stacha" obecnie pulkownik SB. Pokazalem fragmenty ksiazki, ktore wykorzystalem za kanwe artykulu. Pan pulkownik czytal z niedowierzaniem az wreszcie wydusil z siebie - "Kurwa, co za idiota." Najwyrazniej rowniez nie czytal ksiazki Machejka. Tego sie czytac nie dalo...

Wniosek z tego, ze w PRL nie tylko gornictwo bylo do dupy ale dziurawa byla rowniez cenzura i SB. Taki to byl krwiozerczy rezym.

Nastepnym obiektem mojego zainteresowania staly sie groby. Stalem sie wiec niejako prekursorem IPN.

Zaczelo sie to od przypadkowego odnalezienia jednego grobu. Przechodzac w lecie 1980 przez dzika i zapuszczona czesc cmentarza w Katowicach Bogucicach zobaczylem wydeptana sciezke wiodaca "do nikad". Poszedlem zobaczyc. Na koncu sciezki byl grob, zadbany i obmurowany ze swiezo zrobionym brzozowym krzyzem. Na krzyzu tabliczka z trzema roznymi nazwiskami i jednakowa dla wszystkich data smierci - 3 Maja 1946. Wiek 20, 19 i 21 lat.
Postanowilem pojsc do tego grobu 1 listopada. Nie pomylilem sie. Przy grobie spotkalem pare staruszkow. Palili swieczki. Jeden z pochowanych to byl ich syn, student Politechniki Gliwickiej. 3 Maja 1946 odbyla sie tam demonstracja. Studenci aresztowani przez UB tego samego dnia wieczorem zostali zastrzeleni w Areszcie w Katowicach. Ciala przywieziono na dzika czesc cmentarza. Co ciekawe rodzicow chlopaka o miejscu gdzie byl grob powiadomil ksiadz z bogucickiej parafii, ktorego ubowcy wezwali "do pokropku". Poszedlem na plebanie. Ksiadz obejrzal zaswiadczenie z Tygodnika, legitymacje Solidarnosci i dal do wgladu ksiegi parafialne z 1945 i 1946 roku. Wpisow bylo bardzo duzo. Mozna przypuszczac, ze czesc rozstrzelanych stanowili Niemcy lub volksdeutsche. Mniej wiecej w kwietniu UB przestalo podawac nazwiska ale dalej wzywali ksiedza "do pokropku".
Grabarz ktory dostawal polecenie wykopania grobu liczyl zwloki. W ksiegach zachowaly sie odreczne notatki vikariusza ksiedza Jeza. Okazalo sie, ze ksiadz Jez byl w roku 1980 biskupem diecezji koszalinskiej.

Pojechalem do Koszalina. Mialem umowiona audiencje u biskupa. Chyba spalilem sprawe bo nie pocalowalem go w reke. Ani nie chcial slyszec o czasach swego wikariatu w Bogucicach. Zagrozil mi ekskomunika jesli wymienie jego nazwisko w jakiejs publikacji.

Wymienilem.
Nie wiem czy dostalem ta ekskomunike bo i tak wisi mi to i wisialo bom ateusz.
Szkoda, ze jakiegos oficjalnego listu o ekskomunice klecha nie przyslal. Byloby co oprawic i sciane ozdobic.

Sprawa grobow pokazala mi, ze w PRL naprawde nic nie bylo robione porzadnie ani poprawnie. Z punktu widzenia UB czy SB "pokropek" rownal sie kompletnie spieprzonej robocie. Amatorszczyzna. Czego ich ci towarzysze radzieccy nauczyli? Jacy to byli fachowcy pokazuje chociazby sprawa Popieluszki.



===============================================================================

Terrorysta byl ze mnie jak z koziej dupy traba. Kiedy rano 13-go grudnia zadzwonila tesciowa z wiadomoscia, "ze wojna wybuchla", wyjalem ze skrytki posiadana nielegalnie bron, czyli pistolet parabellum z szescioma nabojami, nalozylem lachy na pizame i pobieglem sie pozbyc niewygodnego rekwizytu. Wyrzucilem parabelke w miejscu mozliwie neutralnym - do kosza na smieci na skwerze przed stolowka hotelu robotniczego kopalni Katowice. Ku mojemu zdumieniu nikt do mnie nie zajechal, nikt mnie nie internowal, w ogole o mnie bezpieka zapomniala.
Troche mnie to urazilo, bo uwazalem, ze szkodzilem ustrojowi ze wszystkich sil i staralem sie byc dokuczliwy a tu nic. Dalej chodze po okupacji zwanej wolnoscia. Stracilem wszelkie kontakty z "obalaczami" ktorzy albo siedzieli albo na kilka dni przed "wybuchem wojny" wywiali do Wiednia i po Bozym Narodzeniu juz w Roku Panskim 1982, szykowali sie do podrozy do krain cieplych - Australia, badz zimnych - Kanada. Kiedy w lutym spotkalem na ulicy sekretarza redakcji Tygodnika Katowickiego, bardzo sie ucieszylem bo liczylem na "kontakt". Nie pomylilem sie. Kontakt zlapalem i rzucilem sie w wir konspiracji. A konspiracja byla taka jak rezym, przeciwko ktoremu "walczyla", bezradna, bezzebna i amatorska. Slowem zalosc na calego.

Na poczatek jezdzilem do Krakowa skad przywozilem bibule drukowana w W-wie. Przy okazji podrozy do Krakowa zaopatrywalem cala rodzine i znajomych w mieso. Bylo to dziwne ale w krolewskim miescie mozna bylo mieso kupic bez klopotu. Na kartki oczywiscie. Widac krakusy nie mieli kasy albo skapili jak to centusie.

Czasu na konspirowanie mialem az za duzo. Tuz po 13 grudnia zdjeto mnie z funcji sztygara i zostalem "przeniesiony" do warsztatu gdzie mialem pracowac jako mechanik. Jako "opozycjonista" cieszylem sie duzym szacunkiem klasy robotniczej o ktorej wyzwolenie walczylem. Niestety burzujska krew, ktora we mnie plynela, burzyla sie i jakos nie bardzo mialem ochote brudzic sobie rece i chlac wodke z robolami.
Zainscenizowalem wypadek przy pracy - cos mi "strzelilo" w krzyzu a polecony przez konspiracje lekarz uczynil mnie calkiem niezdolnym do pracy. Bylem na dlugoterminowym zwolnieniu lekarskim i dzialalo to tak dobrze, ze juz po wyjsciu z pudla otrzymalem rente inwalidzka. Przeliczyli ja tak, ze wypadlo mi 3/4 sredniego zarobku za ostatni rok pracy. Wypadlo 9800 zlotych co bylo calkiem godziwa sumka jeszcze przed inflacja. Taki to byl krwawy rezym.

Moj przlozony w konspiracji, byly sekretarz redakcji Tygodnika byl czlowiekiem wyksztalconym. Skonczyl Politechnike, wydzial gornictwa, dziennikarstwo i na dodatek filozofie.
Kiedy Tygodnik przestal istniec przydzielono mu prace stosowna do wyksztalcenia - zostal mleczarzem z zastrzezeniem. Zastrzezenie bylo, ze nie mogl rozniesc wiecej niz 400 butelek. Kiedys musial jechac do Krakowa na tydzien. Poprosil mnie zebym za niego roznosil te mleko. Na tydzien przed wyjazdem pokazal mi tajniki zawodu. Nalezalo mleko zaladowac do dwukolowego wozka, podwiezc pod winde, (byl to 20 pietrowy wiezowiec naprzeciwko "mrowkowca"), wyjechac na ostatnie pietro, zablokowac drzwi do windy i roznosic mleko wedlug grafiku. Pouczyl mnie rowniez zebym zawsze zabieral puste butelki I domagal sie ich wydania bo "bedzie problem".
Cala robota nie zajmowala wiecej niz poltorej godziny pracy. Mleko przywozili o 5-tej rano I o 7-mej powinienem skonczyc.
Juz drugiego dnia siedzialem pod blokiem i o 8-mej mleka wciaz nie bylo. Podeptalem do mleczarni. Zazadalem rozmowy z kierownikiem. Zapytalem o mleko.
W milczeniu zaprowadzil mnie do baraku w ktorym rezydowali kierowcy. Pili i grali w karty. Nie zwrocili wcale uwagi na kierownika. Pokazal mi kanciapke w ktorej spalo dwoch pijanych.
- Widzisz pan, ci mieli dzis rano jechac do Opola po smietane. Przez nich cale Katowice nie beda mialy smietany.
- I pan nic nie robi?
- A co ja panie moge zrobic? Z jednej strony partia z drugiej oni. Zawsze nie pija. Skad ja nowych kierowcow wezme? A zwolnie ktorego to pobija albo dzieciaki mi skrzywdza. Albo zastrajkuja. Oni panie wszyscy w Solidarnosci.

Moja wiara w to, ze Partia jest winna wszystkiemu zlu w Polsce zaczela slabnac.

Bedac tymczasowym mleczarzem mialem rowniez humorystyczne przygody. Przed jednymi drzwiami na gornym pietrze nie bylo butelki. Pomny ostrzezenia zadzwonilem:
- Kto tam?
- Mleczarz! Buteleczki pani zapomniala!
Pani byla w przezroczystym peniuarze, miala moze 25 lat i wygladala calkiem niezle.
Podala mi butelke i zaproponowala:
- A moze na kawke pan wpadnie?
- Nnnniestety nie moge… Mam pelna winde mleka.
- No to nastepnym razem zapraszam na kawe!

Nazajutrz roznioslem mleko, schowalem wozek do skladziku, oplukalem twarz i z ostatnia butelka mleka dzwonie do drzwi.
- Kto tam?
- Mleczarz! Na kawke…
Drzwi sie otworzyly i zobaczylem draba w kapielowkach umiesnionego jak Schwarzenegger.
- Na co, kurwa? Na kawke?
- Nnnnnieeeee, ja tylko po buteleczke… Mleczko do kawy przynioslem.
Takie to zycie mleczarza.

Poniewaz konspiracja, nawet przy takich checiach jak moje, zajmowala najwyzej pare godzin tygodniowo, z nudow zajalem sie tzw partanina. Z kolega, nominalnie wciaz pracujacym jako nadsztygar "do spraw ochrony radiologicznej" kopalni, zaczalem budowac prostowniki do ladowania akumulatorow.
Ten kolega byl podporucznikiem rezerwy i wiaza sie z nim zabawne wydarzenia. Otoz tuz przed ogloszeniem stanu wojennego powolano go do czynnej sluzby w GSW - Gorniczej Sluzby Wewnetrznej. Byl to paranoiczny pomysl jakiegos generala, prawdopodobnie Oliwy. Powolywano do GSW oficerow i podoficerow rezerwy zatrudnionych w gornictwie, ktorzy mieli sluzyc za przewodnikow dla ZOMO gdyby pododdzialy ZOMO musialy zjechac pod ziemie. Na szczescie dla zomowcow nigdy do tego nie doszlo.
Kolega nadsztygar zameldowal sie w osrodku ZOMO i dopiero po paru dniach wladza zorientowala sie, ze jest on figura felerna, nalezy do"S", zajmuje sie wykrywaniem podsluchow w mieszkaniach czlonkow Komisji Krajowej "S" i wylali go na zbity pysk.
Przyjechal z wiadomosciami, ze zomowcow karmia Humana - odzywka dla dzieci, ktorej kupic nie bylo mozna. Nie moglem w to uwierzyc. Kolega przysiegal, ze zarli Humane na sniadanie i to do oporu.
Wiele miesiecy pozniej znajomy lekarz powiedzial, ze zywienie Humana mialo na celu przygotowanie organizmu do odpornosci na srodki dopingujace aplikowane zomowcom przed akcja. Ponoc prochy te dostarczali towarzysze radzieccy. Prawdopodobnie chodzilo o amfetamine. Pracowalo to tak, ze jesli zomowiec zostal ranny, to zalogi karatek nie wiedzialy o prochach, wstrzykiwaly rutynowo lobeline i facet sie przekrecal. Humana miala temu zapobiec. Do dzis nie wiem czy nie byl to zwyczajny kit.

W stanie wojennym mojemu koledze dali "kapusia". Kapus siedzial z nim razem w pokoju i mial nadawac. Nie byl to chyba rasowy wspolpracownik, bo bez ogrodek przyznal sie i poprosil:
- Wie pan jakby pan mial co zrobic, jakis strajk czy sabotaz, to nie badz pan swinia i powiedz pan. Ja mam dzieci, rodzine...

Prostowniki do ladowania akumulatorow zrobic bylo prosto, jesli mialo sie tranzystory mocy oraz obudowy.
Po tranzystory mocy jezdzilismy pod Zielona Gore gdzie byla jednostka Polnocnej Grupy Wojsk Radzieckich. Bylo tam chyba ze sto helikopterow bojowych glownie Mi-24.

Tranzystory kupowalo sie na garscie. Tyle ile sie zmiesci w dloniach, za pol litra wodki.
Z rozmow z bojcami wynikalo, ze jesli przywieziemy ciezarowke wodki, to mozemy dostac calego Mi-24 z rakietami i amunicja.
Taki to duch bojowy panowal w CA - a handlowalismy z oficerami, jeden byl w stopniu lejtenanta a drugi kapitana. Jak stare powiedzenie mowi: "kapitan I partizan wsio mogut".

Obudowy do prostownikow to byl duzy problem. Przepraszam, ze zanudzam Was tym problemem, ale ma to niezwykle istotny wplyw na zrozumienie dalszych wypadkow. To dzieki obudowom zostalem, (I nie tylko ja, ale osiem innych osob), terrorysta i w konsekwencji wyjechalem z kraju.

Poczatkowo obudowy robilismy z czworokatnych plastikowych wiaderek. Przecinalo sie wiaderko po przekatnej, przykrecalo plyte glowna, plyte czolowa. Plyta czolowa ze swiatelkami, wylacznikami i opisana letrasetami oraz polakierowana wygladala super. Calosci dopelnial uchwyt burtowy od lodzi zaglowej. Uchwytow byly setki w kazdej Skladnicy Harcerskiej. Byl to jeden z produktow zupelnie niepotrzebnych ale produkowanych z jakiegos powodu masowo. Wladza ludowa zapomniala o prostownikach ale uchwytu na burty jachtow byly, tanio i w kazdej ilosci.

Ktoregos dnia wybralem sie do sklepu z czesciami zamiennymi do artykulow gospodarstwa domowego. Chcialem kupic szczotki do silnika odkurzacza, bo rodzicom odkurzacz nawalil a nowego kupic sie nie dalo. Szczotek nie mieli.
Byly za to blaszane obudowy do odkurzaczy. Absurd kompletny, bo co jak co ale obudowa w odkurzaczu nie ma prawa sie popsuc.
Obejrzalem te obudowe i pomyslalem sobie, ze bylby z tego niezly model prostownika. Kupilem jedna. Po przecieciu, dopasowaniu i polakierowaniu na czarno wyszedl prostownik jakby przywieziony wprost z Zachodu. Wrocilem do sklepu i wykupilem caly zapas - 34 sztuki. Zlozylem je w mieszkaniu moich rodzicow gdzie czekaly na przerobienia ich w chodlliwe prostowniki.

Dzialo sie to na poczatku sierpnia 1982. W kilka dni pozniej wracalem z Krakowa z bibula i zauwazylem, ze ciagne za soba ogon. Dwoch esbekow.
Wysiadlem z pociagu i probowalem ich zgubic kluczac po katowickim dworcu ale sie nie dalo. Ciagle byli za mna.
Zszedlem z estakady na ulice 3 Maja i pobieglem do bramy z ktorej bylo piec wyjsc. Wybieglem na ulice Stawowa - ciagle byli za mna.
Z powrotem do bramy i biegiem do piwnicy. Byla otwarta wiec schowalem sie za otwartymi drzwiami. Esbecy poklusowali w glab piwnicy a ja zza drzwi na zewnatrz i zamknalem piwnice na klodke.
Pan, ktory mieszkal w tej kamienicy a spotykalem go na skwerku gdzie sraly nasze psy, opowiedzial mi tego samego wieczora, ze byla wielka akcja uwalniania esbekow. Przesiedzieli w piwnicy ze cztery godziny z kobiecinka, ktora poszla tam po przebierac zeszloroczne kartofle. W koncu sie zniecierpliwili i zaczeli wzywac pomocy przez male okienko do wsypywania wegla. Kazali komus zadzwonic do SB na Lompy. Uwalniac ich przyjechaly dwie budy z zomowcami.

Takiego despektu esbecja darowac mi juz nie mogla. Zapukali do drzwi o 6.30 rano. Czterech. Mieli nakaz rewizji. Znalezli sitoramke w wersalce i bibule ale naprawde zafascynowal ich stos obudow do odkurzaczy. Wywiazal sie taki dialog:
- Co to jest.
- To sa obudowy do odkurzaczy.
- To ja widze, ale po co one sa?
- Sa po to zeby z nich robic prostowniki do ladowania akumulatorow.
- Ooo, akurat mnie by sie jeden przydal! Jak pan jestes tak dobry zeby z odkurzacza zrobic prostownik to pan powinienes nagrode leninowska dostac!
- Moze powinienem ale mi jeszcze nie dali.
- I nie dadza!
W tym momencie z kuchni wyszedl esbek trzymajac w rekach dwa wiaderka. Jedno przeciete juz na dwie polowy po przekatnej, a drugie nadciete w polowie.
- A co to jest.
- To sa wiaderka.
- A do czego nam te wiaderka.
- Nam? Te wiaderka sa po to zeby robic prostowniki.
- Prostowniki z wiaderek i z odkurzaczy? Ladnie!
Wszelkiej miary dopelnilo znalezienie przez esbekow skrytki pod piecem w ktorej jeszcze kilka miesiecy temu spoczywala moja parabelka. W srodku nie bylo nic tylko kilka przetluszczonych szmat i gazet.
Zabrali mnie, wiaderka i obudowy odkurzaczy na Lompy. W ten wlasnie sposob zostalem terrorysta, ktory planowal obalic ustroj sila, przy pomocy bomb zrobionych z wiaderek i odkurzaczy.


=====================================================================================


Post został pochwalony 0 razy
Pią 17:09, 27 Mar 2009 Zobacz profil autora
Jolka Jolka
Histeryczka



Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Centrum Odszkodowań
Płeć: solniczka

Post
Dla Ciebie.

============================================================================

Co do bogoojczyznianych pierdol, to jest to kwestia percepcji.
Byc moze w tym momencie powinienem zrobic jakies podsumowanie. Otoz kryminaly w PRL byly pelne prawdziwych, pelnokrwistych postaci. Na tym tle panowie z "S" wyrozniali sie tym, ze byli jacys jednowymiarowi. Moze tylko ja ich tak widzialem, albo tylko z takimi mialem do czynienia? Rozmodleni, fanatyczni nieudacznicy. Bez jaj, bez honoru, bez twarzy.
Patrzac teraz co robia kartofle i ten ich PiS, przekonuje sie, ze moja percepcja byla prawidlowa. Ja czasami ich zalowalem, jak jedli na kleczaco z miska na klapie sedesu i plakali. Teraz mysle sobie, ze wtedy powinienem zlapac takiego za kark, glowe w sedes i wode spuscic.

A ja mialem taka historie. Wracalem z malej "popojki a'la maniere russe", a bylo juz dobrze po godzinie milicyjnej. Troche mnie rzucalo na boki, ale brne dzielnie przez snieg. Patrze a tu gazik jedzie z naprzeciwka. Jakies 10 metrow przede mna sie zatrzymal. Widze, ze wyskakuja z palami w rekach. Uciec nie uciekne, wiec tylko przykucnalem i zaslonilem rekami glowe. Slysze, ze sie smieja. Popatrzylem niesmialo w gore a oni na to:
- Dasz dwie stowy to cie do domu zawieziemy! I slowa dotrzymali! Pewnie zbierali na flaszke…

Dla mnie jakimis symbolami stanu w jakim znajdowal kraj, byly napisy na murach i oficjalnych sloganach. Szczegolnie wryly mi sie w pamiec dwa dopiski. W katowicach na wiadukcie kolejowym kolo kina "Rialto" wisial wielki slogan "Lenin w Pazdzierniku!". A pod spodem dopisane bylo mniejszymi literami "A koty w Marcu!"
A na innym sloganie "Chron lasy - zbieraj makulature", bylo dopisane "Bo i ty mozesz zostac partyzantem."

Za najlepszy kawal stanu wojennego uwazam wic jakiego dopuscili sie studenci w pierwszym, "najstraszniejszym" tygodniu stanu wojennego.
Po akademikach poszla plotka, tylko dwa slowa: "o 9-tej". Wszyscy powtarzali to szeptem lub polglosem strasznie powaznie. Oczywiscie komenda MO zostala natychmiast poinformowana. Na drugi dzien o 8-mej rano pod akademickie bloki zajechalo siedem bud z zomowcami. Staneli w szeregu, czekaja, marzna.
Punktualnie o 9-tej z ukrytego glosnika rozlegla sie piosenka: "Umowilem sie z nia na dziewiata, na dziewiata tak jak dzis…"


=====================================================================================

Rano do naszej celi zawital lekarz. Machnik lezal na koju z glowa zawinieta w koc. Nie wstal nawet na apel. Lekarz nachylil sie nad nim i wrzasnal:
- Co jest, kurwa, wieszac sie chciales?
Machnik zdobyl sie na wyczyn, ktorego nie spodziewalbym sie po kapusiu i wystekal spod koca:
- Sam jestes kurwa!
Lekarz zaczal bardziej pojednawczo:
- Pokaz sie. Boli cie cos?
- Wszystko mnie boli, od glowy do jajec!
Lekarz obejrzal szyje Machnika z krwawa prega i poszedl.
Za jakas godzine klawisz kazal sie nam pakowac. "Hrabia" i ja spakowalismy caly nedzny dobytek w tobolki z kocow.
Machnik zignorowal polecenie i dalej komarowal pod kocem. Klawisz zobaczyl, ze Machnik olewa go i kazal nam go spakowac.
Odmowilismy.
Przyszlo dwoch klawiszy, zerwali z Machnika koc i zrobili mu tobolek.
Przerzutka byla nietypowa. Znalezlismy sie we trzech w sasiedniej celi, ktora nie miala blindy. W zasadzie byla to identyczna cela za wyjatkiem spluczki klozetowej, ktorej rura scisle przylegala do sciany. Krola szachowego nie mozna bylo tam wcisnac. Zreszta nie mielismy juz szachow.

"Hrabia" zaraz po rozpakowani majdanu zaczal sie komunikowac z innymi celami i zaczely do nas splywac podarki. Grypsujacy z innych cel nie orientowali sie kto wieszal sie w nocy i z ulga przyjeli, ze chodzilo o Machnika.
Znowu nastala prosperity. Szamunska i pojarki mielismy pod dostatkiem. Machnik skorzystal na tym, bo chociaz byl niegrypsujacy i prawie cwel, ale my, pamietajac komu zawdzieczamy odmiane losu, dzielilismy sie z nim rowno.

Tak po prawdzie, zmiane celi zawdzieczalismy rowniez lekarzowi, ktory miewal ludzkie odruchy.
Do lekarza mozna sie bylo zapisac u oddzialowego w czasie wydawania sniadania. Z reguly bylo to bezcelowe, bo nawet ciezsze przypadki obloznie chorych nie mogacych wstac z koja, lekarz z reguly "diagnozowal": - Konia za duzo walil!
Dla czekajacych w kolejce na badanie terapia byla jednakowa - lekarz pytal sanitariusza:
- Mirek, ktorych tabletek mamy wiecej, czerwonych czy zoltych?
- Czerwonych!
- To daj panu czerwona, moze pomoze!
Tabletki staly w dwoch duzych slojach. Czerwone - witamina B i zolte - witamina C.
Lekarz a wlasciwie felczer, miewal swoje dobre strony. Najstarszym aresztantem byl dziadek Sowa, ktory mial 79 lat. Twierdzil, ze jak sie nie napije to nie widzi.
Mialo to chyba podloze psychologiczne, dziadek rzeczywiscie slepl. Felczer zrobil eksperyment - przyniosl setke spirytusu i dal Sowie do wypicia. Wzrok mu wrocil natychmiast. Od tego czasu, codziennie po obiedzie sanitariusz przynosil dziadkowi sete spirolu, ktora Sowa z namaszczeniem wypijal. Wielu mu bardzo zazdroscilo.

Dziadek Sowa byl "dziwolagiem" peerelowskiego wymiaru sprawiedliwosci. Aresztowano go za przemyt. Przemycal a raczej prowadzil konia do Czechoslowacji.
W owczesnej Czechoslowacji o konia bylo trudno, za to latwo bylo kupic snopowiazalke, ktorej za nic nie dalo sie kupic w Polsce.
Zamiast zrobic z tego piekny przyklad wspolpracy w ramach RWPG, WOP posadzil Sowe i to na dlugo.
Sowa powiedziec nie chcial dla kogo po czeskiej stronie mial byc kon, a Czesi wytropic klienta nie potrafili.
Dziadek siedzial juz ponad rok.
Konia prokuratora nie mogla schowac do sejfu ani do szafy, wiec zona Sowy musiala go trzymac na gospodarstwie. Denerwowalo to dziadka. Kon praktycznie nie byl juz jego, a zrec musial. Dziadek narzekal, "ze kun bardzo zyrty jest".
Zona Sowy nie dostawala widzen, bo wciaz toczylo sie sledztwo. Paczki dla Sowy sama przywozila i oddawala na bramie.
Po oddaniu paczki Sowina szla pod mur aresztu i wywiazywal sie dialog. Caly areszt nie wylaczajac klawiszy na kogutach doslownie plakal ze smiechu.
- Sooowa!!! Jezdes tam???
- Jezdem!!!
- To dobrze!!!
- Glupias!!! To nie dobrze!!!
- Ale jestes!!!
- Stara, a slyszysz mnie???
- Slysze!!!
- Zaprowadz kunia do prokurora!!! Moze go przekupisz!!! Ino kantarek lostaw, bydzie na drugigo!!!
- Dobrze!!!
- I przyslij stowke na wypiske!!!
- Nie slysze!!!
- Stooowke przyslij na wypiske!!!!
- Nie slysze!!!
- To idz ty stara kurwo!!!!
- A ciebie dziadu zeby te kryminalne mury przywalily!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Sob 10:19, 28 Mar 2009 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Edno zżarło środu Strona Główna » Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin